Jeszcze kilka lat temu tzw. KOLs (Key Opinion Leaders) — czyli kluczowi liderzy opinii w świecie kryptowalut — byli niekwestionowanymi królami marketingu w Web3.
Wystarczyło jedno wspomnienie na Twitterze czy filmik na YouTube, by projekt „znikąd” nagle zdobył setki tysięcy dolarów w TVL, zaliczył listing na giełdzie lub przeżył chwilę świetności na CoinGecko. Ale czy ten model nadal działa? Czy era KOLsów w krypto nieubłaganie zmierza ku końcowi?
Od autorytetów do sprzedawców
Początkowo KOLsi pełnili funkcję edukacyjną i informacyjną. W czasach, gdy rynek był bardziej hermetyczny, a projekty dopiero się rozwijały, wiele osób naprawdę polegało na analizach technicznych, opiniach o projektach i doświadczeniu influencerów. Jednak z czasem, szczególnie w erze DeFi Summer i NFT boomu, granica między „opinią” a „reklamą” zaczęła się zacierać.
Zbyt wielu KOLsów zaczęło promować projekty w zamian za opłaty — często bez realnej wiedzy o ich działaniu. Scamy, rug pulle i projekty-pułapki promowane przez „znane twarze” sprawiły, że zaufanie do influencerów zaczęło gwałtownie maleć. W efekcie społeczność stała się znacznie bardziej sceptyczna — dziś samo logo „KOL-approved” często wywołuje więcej podejrzeń niż entuzjazmu.
Algorytmy vs. autentyczność
Duży wpływ ma też zmiana w samych platformach społecznościowych. Twitter (obecnie X), TikTok czy YouTube zmieniają swoje algorytmy, premiując krótkie, wirusowe treści zamiast długich analiz czy eksperckich przemyśleń. To sprawia, że KOLsi muszą wybierać: albo dostosować się do masowego stylu, albo tracić zasięgi. Wiele z nich wybiera pierwszą opcję, co jeszcze bardziej spłyca ich treści i wpływa negatywnie na ich wiarygodność.
Z drugiej strony, użytkownicy stają się bardziej świadomi, jak działają kampanie marketingowe i jak wygląda model wynagradzania influencerów. Dzięki transparentności blockchaina i narzędziom takim jak DeBank, Arkham czy Lookonchain, łatwiej dziś sprawdzić, kto i kiedy dostał tokeny promowanego projektu.
Od masowej opinii do mikrospołeczności
Co jednak ciekawe — nie oznacza to końca wpływu jako takiego. Raczej zmienia się jego forma. Zamiast jednego super-KOLsa z milionem followersów, dziś więcej znaczą dobrze zakotwiczone mikrospołeczności: grupy na Telegramie, Discordzie, zamknięte społeczności DAO czy lokalne inicjatywy edukacyjne. Ich siła polega na zaufaniu i dialogu, a nie jednostronnym przekazie. Projekty Web3 coraz częściej inwestują nie w jednego głośnego influencera, ale w sieć lojalnych ambasadorów, którzy znają produkt i społeczność od środka.
Rosnąca rola AI i botów
Nie można też pominąć rosnącej roli AI. Coraz więcej analiz, zestawień i nawet opinii generowanych jest dziś przez narzędzia takie jak ChatGPT czy specjalistyczne AI-dashy w dAppach. W przyszłości wielu użytkowników może polegać bardziej na danych i automatycznej analizie niż na emocjonalnej opinii człowieka z dużym followingiem.
Również giełdy i projekty zaczynają to zauważać — coraz częściej kampanie nie opierają się już na „big name KOL”, ale na targetowanych działaniach: rankingach traderów, on-chainowych misjach, systemach reputacji (np. Galxe, Layer3) czy quizach wiedzy (np. Binance Learn & Earn).
Czy to koniec? Nie. Ale to zmiana paradygmatu
KOLsi w krypto nie znikną całkowicie — zbyt wiele projektów nadal szuka „twarzy” do kampanii, zasięgu i zewnętrznego autorytetu. Ale ich rola ulega redefinicji. Coraz większą wartość mają ci, którzy:
- budują własne społeczności wokół konkretnej niszy (np. stakingu, L2, NFT),
- są transparentni w działaniach i partnerstwach,
- stawiają na jakość i interakcję zamiast masowych zasięgów,
- działają lokalnie i długoterminowo, a nie w stylu „shill & dump”.
Era „influencera jako demiurga” faktycznie może się kończyć. Ale na jej miejsce rodzi się nowa — bardziej demokratyczna, zniuansowana i oparta na zaufaniu, danych i społecznościach. W świecie zdecentralizowanym taki model wpływu ma większy sens.
Podsumowując:
Era klasycznych KOLsów — tych, którzy mogli jednym tweetem zmienić losy projektu — jest w odwrocie. Użytkownicy krypto dojrzeli, a sam rynek wymaga więcej niż głośne nazwiska. W erze Web3 wygrywać będą ci, którzy potrafią realnie edukować, łączyć i słuchać — a nie tylko sprzedawać narrację.